Fotoocena 1988/3
Z kolejnej przesyłki wysypało się kilkadziesiąt zdjęć Cezarego Hawryluka z Siedlec i list: "(…) jestem zapalonym fotografikiem, robię zdjęcia tam gdzie znajdują się ciekawe rzeczy. Gdzie tylko wyjeżdżam to zabieram ze sobą aparat. W związku z tym przesyłam do waszej redakcji 54 zdjęcia, które zrobiłem w ciągu 3 lat. Były one robione w RFN, we Włoszech, we Francji oraz Anglii." (fot. 1).
Czy "ciekawa rzecz" to to, co chciałby Pan zobaczyć czy to, co nachalnie rzuca się w oczy? Czy zdjęcia są odbiciem Pana zainteresowań, osobowości, czy tylko jest Pan biernym odbiorcą tego, co narzuca nasza kultura?
Jak na pamiątkę z miejsc, w których się było, czym chciałoby się pochwalić znajomym, zdjęcia są dobre - chociaż wskazane byłoby, dla podniesienia wiarygodności, fotografowanie siebie na tle tych miejsc. Ujęcia są jakby przypadkowe, bez zwracania uwagi na to czy przechodzący ludzie, jadące samochody zasłaniają fotografowany obiekt, czy budynek stoi pionowo, czy horyzont jest poziomy… Zdjęcia robione jak w nerwowym biegu. Dokąd? Za czym? Przy tak zachłannym łykaniu "dóbr kultury", widoków łatwo o niestrawność. Niektóre smakołyki w dużych ilościach lub przypadkowo pomieszane działają wymiotnie. Przyswojenie oglądanego świata odkładane na potem czasem nigdy nie następuje. Po zrobieniu odbitek - wtórnie przetrawiając - warto zastanowić się nad ich zawartością, treścią. Dokonać selekcji na te, które płyną z naszego serca i te, które są tylko odbiciem kulturowego stereotypu ukształtowanego "natrętną ikonosferą". Nawet gdyby każde z tych zdjęć było głęboko przeżyte przez fotografa, to podanie ich w takiej liczbie powoduje u oglądającego odbiór powierzchowny lub może nawet zniechęcić do oglądania. Może też skłaniać do refleksji nad postawą fotografa. Zdjęcia takie można potraktować jako artystyczną manifestację człowieka pałętającego się ulicami miast, atakowanego silnymi wizualnie bodźcami. Przy takiej ilości bodźców człowiek nie jest w stanie ich świadomie, głęboko odebrać (autor nie zauważył chyba nawet, że niektóre zdjęcia się powtarzają). Dobrze jeśli taka manifestacja stałaby się pretekstem do refleksji, nad tworzonym przez człowieka światem. Światem tym z ulic, świątyń, ale i tym z naszych ciemni. Czy w tym kulturowym chaosie, kalejdoskopie można coś głębiej przeżyć? Potrzeba do tego trochę czasu na kontemplację, na skoncentrowanie własnego - może i twórczego niepokoju, na odnalezienie nieco spokoju, ciszy w sobie. Ciszy, której nie byłby w stanie zabić hałas ulicy.
Może odkryjemy taką ciszę będąc w "dzikim ogrodzie natury" lub w gotyckiej pustej świątyni?
Tomasz S. z Torunia napisał: "(…) gotyckie kościoły toruńskie zapraszają półmrokiem i lekkim chłodem wnętrza do medytacji nad egzystencją ludzką (…)" (fot.2). Nad wielkością, a może małością człowieka we wzniesionym przez siebie - ale czy wzniosłym? - świecie kultury. Fotografowanie wnętrz, zwłaszcza takich, wymaga skupienia, uważnego obserwowania świata, nieprzypadkowego ustawienia aparatu. Nie bez znaczenia jest, czy piony gotyckiej architektury zbiegają się na zdjęciu, poza kadrem, czy są równoległe. Czy równolegle łączą się w nieskończoności, czy nie.
Otaczający nas świat nieustannie na nas oddziałuje, też poprzez swoje formy widzialne. Trzeba jednak wewnętrznej ciszy, aby to sobie uświadomić, odczuć swoiste współbrzmienie siebie ze światem. Są miejsca, widoki, które to ułatwiają. A zdjęcie z takich miejsc i chwil, na którym nakładają się silne oddziaływanie fotografującej osoby i jej otoczenia, może dostarczyć szczególnych doznań odbiorcy. "Homeostazja to stan podobieństwa - analogii i jedności pomiędzy tym, co w nas i na zewnątrz nas" - napisał Andrzej Brzeziński z Warszawy. "Homeostazje" to tytuł jego wystawy, z której pochodzi reprodukowane tu zdjęcie pod tytułem "Opatrzność" (fot.3).
Te dwa zdjęcia można potraktować jako swoisty suplement do mojego tekstu "Luźna guma w Skokach" z "FOTO" 3-4/87, gdzie się nie zmieściły. Autorzy świadomi tego, że robią dobre zdjęcia nie będą mieli mi za złe, że publikuję je akurat w "Fotoocenie", bo przecież prace pokazuje się nie tyle dla nobilitacji ich czy autora na przykład na okładce czasopisma, ale dla wywołania czegoś pozytywnego w odbiorcy, przekazania mu własnych, głębokich doznań. Tu przypomniał mi się kolega, który chciał dowartościować siebie, swoje prace przez publikację w kwartalniku "Fotografia" nawet z byle jakim moim tekstem, byle nie w "FOTO". Nie pomogły argumenty, że dobre zdjęcie należy udostępniać jak największej liczbie odbiorców, a to umożliwia "FOTO" - czasopismo o większym nakładzie niż "Fotografia".
Trochę żal mi, że zdjęcie Brzezińskiego muszę zdjąć z mojego "osobistego ikonostasu" - ściany nad stołem, gdzie piszę "oceny". Ale chcę je pokazać innym, a do mnie i tak powróci w reprodukcji w magazynie.
Waldemar Frąckiewicz
ANALIZY FOTOGRAFII
Fotoocena 88/4
Fotoocena 88/5
Fotoocena 88/6