LUŹNA  GUMA W SKOKACH

tekst z „FOTO” 1987, 3-4, s. 54-55


Grzegorz Fotograf Bojanowski

       W porze opadających kolorowych liści , Stefan Wojnecki w imieniu Rady Artystycznej ZAPF i Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu zorganizował spotkanie artystów, "którzy na podstawie własnej koncepcji sztuki sami wytyczają swoją drogę twórczą" .

Celem spotkania była wymiana poglądów i prezentacja prac , oraz przygotowanie wystawy , "która uzmysłowiłaby zaistnienie sztuki nie normatywnej jako zjawisko poza stylistykami poszczególnych kierunków artystycznych ".

A co było konkretne ?

Uczestnicy spotkania przedstawiali różne funkcje, jakie może pełnić fotografia. Bogdan Sarwiński opowiadał , jak przez nękanie urzędów swoimi fotograficznymi podaniami otrzymał mieszkanie. Przedstawił też wyniki swojego apelu, który ogłosił między innymi na łamach „FOTO’’ 9’84. Od 600 autorów z 26 krajów otrzymał zdjęcia z dedykacjami dla swojego syna, któremu chce je wręczyć na osiemnaste urodziny w 2000 roku. Zofia Rydet uważa, że ze względu na swój wiek ma inny stosunek do fotografii niż młodzi. Boi się, że nie zdąży dokończyć tego, co zaczęła. Fotografia jest dla niej walką ze śmiercią. Fotografuje prostych, mocnych ludzi.

Artyści pokazywali swoje prace często w formie popularnych albumów rodzinnych - były też wśród nich dzieła sztuki edytorskiej. Padło stwierdzenie, że przy dobrych układach, każdy może bardzo tanio wydrukować swój album, jeśli wykona samodzielnie wszystko to, co potrafi fotograf - łącznie z rastrowaniem zdjęć. Tematyka prezentowanych albumów była bardzo osobista.

Wiesław Brzóska przedstawił atlas anatomiczny, w którym preparowanym osobnikiem był on sam, ale bez głowy. Odchylając przyklejone zawiasowo do karty atlasu zdjęcie nagiego ciała można było przyjrzeć się ukrytym tam wnętrznościom. Brzóska zaproponował też anonimową sylwetkę artysty naturalnych wymiarów (1,70 cm wzrostu) podzieloną na plasterki. Chce, aby każdy zaproszony przez niego artysta wypełnił szablon jednego plasterka własną twórczością. Każdy plasterek ma mieć trzy warianty, co umożliwi odbiorcy dzieła zbudowanie jednego z...(?) możliwych wnętrz postaci.

Wśród prac można było zobaczyć pastisze, parodie dedykowane konkretnym twórcom, mniej było autoironi, autorefleksji.  Fotograf  Grzegorz Bojanowski odczytał esej Camusa z roku 1948 jako swój program. Ktoś wystawił w słoiku zieloną papkę, "uzyskaną ze zdjęć po kilku zabiegach”. "Anonim” postawił hermetycznie zamknięty słoik z pomiętym zdjęciem. Wśród technik własnych, szlachetnych najpłodniejszym artystą okazał się Andrzej Janaszewski – twórca "luźnej gumy”. Cały pawilon zapełnił płótnami fotograficznymi, na których zobaczyliśmy malarskie bohomazy na mało widocznych zdjęciach. Jego technika twórcza składała się również z fotografowania uczestników wernisażu na tle tych dzieł za pomocą polaroidu. W taki mechaniczny zapis fotograficzny, artysta twórczo ingerował bazgrząc po zdjęciu w trakcie jego wywoływania się kluczem typu Yeti. Dawało to trwałe efekty na zdjęciach, którymi obdarowywał sfotografowanych, przy dźwiękach jazgotliwej muzyki. Artyści szukali też inspiracji w ,,odrzutach”. Z. Rydet, nie twierdząc, że zajmuje się ,,fotografią elementarną” prezentowała to, co ją urzekło w wycinkach zdjęć z makulatury.  Tomasz  Ciesielski poszukał w swoich starych negatywach tych klatek, które zrobiły się same przez nieuważne wyzwolenie migawki. Twierdził, że nie chce odbiorcy zdjęć narzucać własnego widzenia świata. Nie chce nim manipulować. Było też video. Józef  Robakowski  pokazał jak twórczo można wykorzystać program naszej TV, nawet dziennika. Pokazał też swoje stopy w kilkuminutowym tańcu, oraz siebie w paru innych rolach głównych z dedykacjami polskim twórcom. Przedstawił również, jak przez kamerę video przyglądał się dziewczynie na koncercie rockowym w Jarocinie. Jego uporczywość nie została przez nią niezauważona odciągając trochę jej uwagę od estradowego idola. Było też video z Zachodu, z przedziwnymi efektami. Ale diaporamiści nie wpadli w kompleksy i do prostego rzutnika w miejsce zwykłych przezroczy wkładali liście, kwiaty, muchy, kolorowe szkiełka, małe akwarium (ale bez rybek), do którego wrzucali musujące tabletki, zakrapiali kolorowe tusze ... itd. A te ruchome obrazy wyświetlali na suficie, podłodze, zdjęciach, plecach widzów, a czasem prosto w oczy. Była też diaporama z żywą muzyką wykonywaną na gitarze, oraz propozycja projekcji, która miałaby miejsce podczas przerzynania skrzyni z ukrytym w niej źródłem światła. Było prawie wszystko oprócz Wojneckiego kilkudziesięciometrowej smugi światła z lasera, ponieważ w Skokach (tam było spotkanie w domu plenerowym PWSSP) jest za mało pyłu w powietrzu i nie miało co świecić. Nie zabrakło też świec, mandali, para- i psychologii, powiewu ze Wschodu (w moim wykonaniu).  Andrzej Brzeziński za pomocą wahadełka starał się zweryfikować wartość prac, badał jakimi radiestezyjnymi kolorami one promieniują. Nie chciał jednak publicznie ujawniać wyników swoich badań, twierdząc, że trzeba jeszcze parę lat poczekać, aby artyści do tego dojrzeli. Udało mi się wszakże uzyskać jakieś informacje o niektórych zdjęciach (kolory w nawiasach). Najbardziej podobała mi się ,,luźna guma”. Nie dlatego, że można było dostać kolorowe zdjęcie, ale dlatego, że było w niej najwięcej ruchu, wspólnej zabawy. Twórczość wymaga luzu, swobody. Płytka wolność bez ideałów może stać się bezsensowną pustką, ale też ideał może okazać się ślepym torem. ,,Negacja jest konieczna, inaczej człowiek zamknie się w sobie jak pluskwa”(Dostojewski). Artysta ,,luźnej gumy” rozprasza swoją energię swobodnie płynącym potokiem, a sztywny tradycjonalista perfekcjonista puszcza ją ciasnym kanałem wytyczonym przez siebie lub innych. Zarówno jeden, jak i drugi typ działania może być wartościowy, albo czymś niepotrzebnym. Różnią się jednak stopniem wolności artysty. Ewa Zarzycka twierdzi, że droga, która staje się własną drogą jest już drogą obcą. Staje się manierą, a maniera jest początkiem końca. Czasem nie interesuje jej już to, co zrobiła na ostatnim filmie - nie wywołuje go. Postawą artysty jest skazanie na ciągłą niepewność, nieznane, otwarcie na tajemnicę. Zetknięcie się z tajemnicą sam na sam, samotność twórcy wydaje się podstawowym źródłem sztuki. Łączy się to z poczuciem braku bezpieczeństwa, lękiem, zagrożeniem. Płynący z tego niepokój może ujawnić się między innymi w błazenadzie, autoironii, szydzeniu z innych twórców, niszczeniu... Tworzenie nie jest jednak destrukcją lecz budowaniem czegoś nowego. Wymaga to czasem zniszczenia starych, zmurszałych fundamentów - budowania od zera - ale nie zawsze. Nie najważniejsze, czy coś jest nowatorskie, awangardowe czy też klasyczne - ważne, czy jest wartościowe, czy otwiera coś w twórcy, odbiorcy, czy rozszerza ich osobowość, czy pozwala przekroczyć jej dotychczasowe ograniczenia. Czasem ,,bezsensowne” zabawy jednych, dostarczyć mogą innym materiału i technik do tworzenia istotnych wartości. Sądzę, że jeszcze za mojego życia, zaistnieją techniczne możliwości otrzymania zdjęć z dowolnego punktu Ziemi (a i trochę dalej), dowolnego zbliżenia, perspektywy bez wychodzenia z domu. Wystarczy tyko monitor, komputer, satelita i doskonałe sondy penetrujące, inwigilujące. Możliwości manipulowania obrazem pozwolą też stworzyć dowolny obraz naszych subiektywnych, nierealnych wizji. Wszystko oczywiście w trzech wymiarach i całkowicie wypełniające nasze pole widzenia (to według mnie jest perfekcyjnym technicznie obrazem). Nie sądzę jednak, aby takie możliwości zlikwidowały potrzebę dotarcia gdzieś na własnych nogach, zobaczenia własnymi oczami, dotknięcia własnymi rękami. Penetrowanie świata zewnętrznego może stać się wtedy mniej atrakcyjne, człowiek zwróci się do własnego wnętrza. Pogłębianie odbioru świata zewnętrznego nie jest możliwe bez pogłębiania poznania świata wewnętrznego też bio- i psychofizycznych mechanizmów kontaktu człowieka ze światem. Może będziemy mogli nasze ,,fale mózgowe” bezpośrednio zamieniać na obraz? A może będą mogły być odbierane przez drugiego człowieka bezpośrednio - telepatycznie? I wszystkie techniczne osiągnięcia okażą się śmiesznymi zabawkami, protezami, które kiedyś służyły komunikacji międzyludzkiej? Nie tylko na tych spotkaniach można zauważyć tendencję do wchodzenia w interakcję twórcy z odbiorcą, do współtworzenia. Do podkreślenia wartości ludzkich. Refleksja nie dotyczy już samego medium, lecz jest rozważaniem nad człowiekiem, który tym medium się posługuje. Nieważne stają się granice między różnymi dyscyplinami sztuki, rozmywają się granice między sztuką a życiem, domem a galerią. Dzieło sztuki nie jest już bożkiem, lecz narzędziem pośredniczącym między jednym człowiekiem a drugim. Dialog między ludźmi wymaga autentyzmu, przekształcania masek-konwekcji w coś, co nie ma ukrywać prawdziwego indywidualnego oblicza twórcy, lecz ma je ujawniać, sugestywniej przekazywać drugiemu człowiekowi. Rozwój osobowości, wymaga między innymi kontaktu, dialogu z człowiekiem o odmiennej osobowości, wrażliwości. Jego odmienność może ujawnić w nas to, co mamy ukryte. Otwierając się ,,na kogoś", otwieramy się na własną pełnię. Ludzie o różnych postawach nie muszą walczyć ze sobą, lecz mogą się dopełniać. Źródłem zła jest zablokowana komunikacja między nimi, jak i utożsamianie się z rolą społeczną. Opisanych tendencji nie zauważamy w masowej, anonimowej, unifikującej kulturze, kulturze bez pełnych kontaktów osobowych. Może proroczy artyści ostrzegają w ten sposób przed ewentualnymi zagrożeniami związanymi z epoką informacyjną, której efektem może być totalna, globalna ... wcale nie wioska?     


Grzegorz Fotograf Bojanowski

fot. Rafał Drozdowski

                                                               

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX