Apokalipsa Z
autobusu Transpedu jadącego z Lublina wysiadłem obok leśniczówki przed
Jawidzem. Z szosy zszedłem na ścieżkę biegnącą wzdłuż płotu leśnictwa i prawie
nie błądząc wyszedłem na skraj lasu, skąd zobaczyłem dom z wielkim malowidłem
na białej ścianie: trzy pędzące konie.
Janusz
przywitał mnie sam. Uścisk dłoni delikatnej jak u pianisty, a nie rolnika. -
Mamusia poszła na pogrzeb znajomej. Ojciec
Janusza zmarł w 1981 roku a starsze siostry i brat od dawna żyją w mieście,
przyjeżdżają czasem na wakacje. -
W tym roku hektary oddaliśmy państwu, został przydomowy ogródek, jest więcej
czasu na malowanie. Wspomniałem
o roku śmierci ojca, gdyż od tego czasu wyraziściej, dobitniej wyzwoliła się
siła, wizyjność, symboliczność jego malarstwa. Janusz nie uważa tego co robi za
sztukę ludową, naiwną, surrealistyczną, schizofreniczną czy inną, jak niektórzy
chcieliby ją określać. Jest sobą w tym, co maluje i jest to dla niego
najważniejsze. Prace swoje nazywa pamiętnikiem. Pamiętnikiem bardziej
osobistym, intymnym od tego pisanego, jaki mi dał do przejrzenia, gdzie
codzienny obrządek, sianie, bronowanie, pielenie, żniwa, zwózka, orka, deszcz i
słoneczna pogoda. Malował
kiedyś w plenerze, ale malowanie z natury go nuży. -
Musiałem zawsze obok drzewa postawić coś, co by znaczyło. Bo jest świat
widziany i jeszcze coś innego i to właśnie zaznaczam w obrazach. A tak naprawdę
chodzi mi tylko o siebie, bo to, co widzę naokoło mnie co mnie otacza, co
maluję, to jest we mnie. Cały czas pokazuję swoje życie, swoje autoportrety,
to, co jest na co dzień ze mną i ten drugi świat. W każdym obrazie jest ta
dwoistość: to, co jest teraz i to, co było w przeszłości, żyjąca matka teraz i
żyjący ojciec w młodości. Matka z obrazu to nie tylko moja mamusia, ale to
wszystko, co widzialne, żywe – ziemia, planeta, przyroda. Tak
odczuwany świat przytłacza Janusza, grozi mu jak bandyci z obrazu „Teatr”. Sięganiu
do najgłębszych emocji, pokładów podświadomości, do tego, co przeczuwane, lecz
do końca nieogarnięte, towarzyszy duży lęk. Malując swoją senną wizję z
goniącymi go hienami wyzwolił w sobie tak duży lęk, że musiał zniszczyć obraz,
gdyż w przeciwnym wypadku wizja, wyzwolone emocje mogłyby zniszczyć jego
samego. Wchodząc na rozwalający się mur, oddzielający, a zarazem łączący oba
światy, chce ustrzec się przed atakującymi go hienami – przed lękiem przed
nieznanym. Może nabrać do nich dystansu i zarazem ogarnąć obydwa światy, ale
może też zostać przez ta światy pochłonięty, pożarty przez hieny. („Mur to
nieszczęście, hieny to Bóg”).
W
świecie Janusz nie ma wyraźnej granicy między tym, co wewnątrz niego, a tym, co
na zewnątrz. To, co go otacza jest odbiciem tych sił, które są również w nim,
które tworzą całą rzeczywistość. Twórczość jego jest spontaniczną ekspresją sił
tkwiących w jego psychice, w rzeczywistości. Rysuje najpierw ołówkiem na
kartonie plan swojej wizji. A intelektualna interpretacja przychodzi dopiero
później. Plany umożliwiają, ułatwiają mu tworzenie różnych kolorystycznie
wersji jednego tematu i odtwarzanie, replikę obrazu, którego już nie ma w domu. Nie
zabiega o wystawianie swoich prac, ale chętnie udostępnia je zainteresowanym.
Wiele z nich znalazło się w nieznanych rękach po wystawach w Lublinie, Elblągu,
Krakowie. Niektóre są już dostępne tylko na zdjęciach, przeźroczach. Malarstwo
jego jest mi emocjonalnie i intelektualnie bardzo bliskie. Zawiera wartości
obiektywne, takie które mogą otworzyć odbiorcy oczy na przestrzenie nie
dostrzegane w codziennym, płaskim postrzeganiu świata.
Dom artysty przedstawiony na tych zdjęciach spłonął z częścią obrazów w 1990 roku. Janusz Sokołowski chorował i zmarł w 1996 roku.
najwięcej obrazów z komentarzami malarza tu:
"Moje obrazy ..." - list Janusza Sokołowskiego
Waldemar
Frąckiewicz
Janusza
Sokołowskiego
Przed rokiem ta ściana była szara i
pusta, a na dachu zmieniono strzechę. Od strony podwórka prawie nic się nie
zmieniło. Przywitały mnie psy, kury, kot. Na „Tańcu” – wielkim obrazie obok
drzwi – widać upływający czas, ukruszyła się nieco powierzchnia malowidła.
Pojawił się natomiast obok nowy, mniejszy obraz – „Zwierzęta”.
Ojciec to nie tylko
tatuś, który umarł, ale też ten, który opiekuje się przyrodą. Przyroda będąc
widzialnym, jednocześnie jest odbiciem tego, czego nie widzimy. Wszystko, co
istnieje składa się z tych dwoistości: męskiego żeńskiego, niewidzialnego i
widzialnego, tego, co we mnie i naokoło mnie. Te dwoistości są jakby dwoma
stronami jednej rzeczywistości.
Janusz, mimo tak głębokiego przeżywania rzeczywistości, nie traci nadziei na trwałość
życia, na pokonanie wszystkich trudności. Węże są tego symbolem – „zrzucają one
starą, za ciasną skórę, aby narodzić się na nowo”. Odrodzić się w szerszej
rzeczywistości. Jego malarstwo to rozszerzanie samoświadomości. Oswajanie
wewnętrznych żywiołów. „Obrazy to listy do matki” – czyli treść przeniesiona ze
świata niewidzialnego do widzialnego, wewnętrzna komunikacja między dwoma
światami Janusza, podświadomością i świadomością.
Tak odkrywany świat wzbogaca Janusza, ale
jednocześnie zagraża mu swoją siłą, wielkością. Janusz uważa się za istotę słabą,
ułomną w stosunku do tego, co niewidzialne, jednak uważa to za równie ważne a
nawet ważniejsze dla niego, do czego tęskni jak chłopiec z obrazu „Ślepcy”.
„Ślepcy” to dwa światy istniejące oddzielnie obok siebie, nie komunikujące się
ze sobą.
Towarzyszy mu również świadomość, że pewne problemy, możliwości
odchodzą, mijają. „Zmierzch” to to, czego nie może pojąć, „doścignąć”, co
odchodzi.
Przekonany jest, że on, jak i każdy człowiek, ma dany krótki czas na
poznanie, uporządkowanie tego, co w nim samym i wokół niego. Jeżeli tego nie
uczynimy w tym czasie, to świat się rozleci. Ludzie na ziemi są jak dzieci
zaaferowane zabawą. Nie zauważają ogromu sił rzeczywistości, jak na obrazie
„Niebezpieczne zabawy”, w którym na bawiące się dzieci pędzą konie.
Janusza Sokołowskiego i jego obrazy można obejrzeć w diaporamie,
z której zdjęcia bez dźwięku i rytmu po
kliknięciu
Malarstwo, Janusz Sokołowski
Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX