FOTO-OCENA, 1989/1

Od niedoszłego aktora Jana Banasiaka z Hajnówki dostałem - „ na pamiątką korespondencji fotograficznej”- autoportret (fot. 1.). Nie wiem, na ile takie upozowanie było sprowokowane tym, że wiedział, iż nie jestem zwolennikiem palenia. To zdjęcie wyjątkowo silnie na mnie działa, budzi wstręt. Nie tylko przez zwisającego papierosa w ustach, cyklopowe oko, ale i przez swoją kolorystykę, którą zmuszony jestem opowiedzieć, gdyż w „FOTO” kolorowe zdjęcia drukowane są tylko z diapozytywów, a otrzymałem odbitkę na papierze.

Tło jest szarobrązowe jak uschnięte gnijące rośliny, twarz różowo-fioletowa upodobnia się do nieświeżego mięsa. Resztę widać. Nie wiem czy ten autoportret został specjalnie zainscenizowany, czy też jest rzeczywistym odbiciem osobowości autora, zwłaszcza jej ciemnej strony.

Fot. 1 Jan Banasiak z Hajnówki Fot. 2 Piotr Węcławski ze Świebodzina

            Dowolne zdjęcie można rozpatrywać jako autoportret jego autora, w każdym zdjęciu odbijają się jakieś elementy jego osobowości. Podstawą wszelkiego samopoznania jest uznanie realności ciemnych aspektów własnej osobowości, podświadomości. Maja one naturę emocjonalna. Afekty pojawiają się w psychice z reguły tam, gdzie człowiek jest najsłabiej przystosowany, gdzie tkwi jego problem, kompleks.

            W nadesłanym autoportrecie niezwykle ważny wydaje się być cień. Cień jest problemem moralnym, który rzuca wyzwanie całej osobowości.

            Czy twarz  (?)  z fot. 2 Piotra Węcławskiego ze Świebodzina, jest duchem, cieniem, czarna dziurą, pustką kuszącą rozwartymi wargami, wyabstrahowanym symbolem kobiecości w podświadomości mężczyzny? Na pierwszy rzut oka zdjęcie to wydało mi się bezsensowną zabawą, z której nic nie wynika dla odbiorcy. Myślę jednak, że puste nie jest, lecz przed pustka stawia nas twarzą w twarz, a może przed otchłanią nieznanego? Nieznanego będącego w nas, które możemy oświetlić własna świadomością i pokazać innym.

 

Czy fot.3 Artura Żurawskiego z Chojny może w tym pomóc? Zdjęcia 1, 2, 3 ideowo, formalnie dopełniają się, jak jasne i ciemne, jawne i ukryte, racjonalne i irracjonalne, logiczne i emocjonalne, męskie i kobiece aspekty  jednej osobowości. Chciałby zobaczyć diaporamę z dynamicznie przenikających się takich przezroczy.

Fot. 3 Artur Żurawski z Chojny

            Mniej „nawiedzone”, hermetyczne portrety - budowane również światłem i cieniem - przysłał Janusz Karwowski z Grajewa. Fot.5 najsilniej na mnie działa, ale tym razem w sposób przyjemny, może, dlatego, ze osoba z tego zdjęcia jest podobna do bliskiej mi kiedyś dziewczyny. Rzeczywistość obiektywna - twarz ze zdjęcia - współbrzmi z zaciemniona częścią mojej osobowości - podświadomością, emocjonalnością. Samopoznanie, rozszerzanie osobowości polega m.in. na wycofywaniu projekcji własnej podświadomości z zewnętrznych obiektów (ze zrobionych widzianych zdjęć) i integracji jej ze świadomością.

„Dorota” na każdym zdjęciu ma inny wyraz twarzy (fot. 4,5,6). Stało się tak nie tylko ze względu na mimikę modelki, ale też ze względu na zmiany oświetlenia i sposobu wywołania odbitek.
Fot. 4 Janusz Karwowski z Grajewa  Fot. 5 Janusz Karwowski z Grajewa  Fot. 6 Janusz Karwowski z Grajewa
Fotograf-rzemieślnik ułożyłby tak te zdjęcia kolejno według poprawności technicznej:

Fot.4 tonalnie najlepiej dopracowana, widać szczegóły nawet w białkach oczu, nie mówiąc o piegach na skórze, wyżarta biel klipsa prawie nie przeszkadza, zwłaszcza że oczy dziewczyny skierowane są w tę samą stronę, w którą biegną oczy oglądającego (do białego krążka). W tym zdjęciu najwięcej zalotności, dynamiki napięcia – twarz zwrócona w innym kierunku niż oczy; bardziej kanciasta (żeby nie powiedzieć agresywna) niż w następnym zdjęciu.

W fot. 5 giną szczegóły w światłach, nie ma piegów. Buzia staje się gładka, delikatna, mięciutka, krągłą. Żywo błyszczą oczy. Owal twarzy promieniuje łagodnym światłem. Słoneczko.

W fot. 6 wyżarte biele sukienki i mocny cień na szyi - „ nie do przyjęcia”. Czysta biel papieru, jak i głęboka czerń bez szczegółów (fot. 1,2) spłaszczają obraz. Twarz nie promieniuje, zaledwie świeci światłem odbitym. Stała się twarda wymęczona, blada jak po nieprzespanej nocy w samotności lub w towarzystwie wampira. Smutek, melancholia wyrysowane są u dziewczyny wydłużeniem twarzy uniesieniem przyśrodkowej części brwi, opuszczeniem kącików ust, pomarszczeniem, przymrużeniem górnej powieki…(por. z książką K. Darwina „O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt” zawierającą liczne fotografie z interpretacjami). Taki wyraz twarzy mógł być wywołany przez zbyt jaskrawe, rażące modelkę oświetlenie. Na wizualne wydłużenie twarzy mają również wpływ pionowe cienie na policzkach i klips zlewający się z uchem, przedłużający je.

 

Czyjś stan emocjonalny, przekazywany drobnymi zmianami w twarzy, odbieramy intuicyjnie, nie analizując ich. Lecz portrecista powinien być świadomy niektórych niuansów. Np. tego, że osoba z szeroko otwartymi źrenicami (fot.5) odbierana jest jako sympatyczniejsza, życzliwsza, bardziej przystępna, niż ze źrenicami jak szpilki (fot.6). Najmniejsze źrenice związane są z napięciem, mobilizującym lękiem, wściekłością. Na wielkość źrenic, więc i wyraz twarzy, mają wpływ zarówno: jaskrawość oświetlenia, jak i stan emocjonalny modela, tak że z rozmysłem wykorzystujemy różne natężenia światła.

 

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII


FOTO – ocena, 1989/2

Każdy czyn, każde zdjęcie może podlegać ocenie etycznej. Oceny takie dotyczą relacji:

 

1. Fotograf - jego czye. Ale za mało znam Autora, jego system wartości, abym mógł taką relację oceniać i w ogóle, czy możliwe jest wejście do czyjegoś sumienia, czy człowiek może sądzić drugiego człowieka? Mogę go tylko zapytać o to, czy czuje się powołany do tego, co robi, czy się tym spełnia, realizuje, rozwija ... jaką daje mu to satysfakcję?...

 

2. Można oceniać czyn w relacji do jakiejś idei, programu, organizacji. Ale jeśli idea nie jest tylko pretekstem dla załatwienia własnych spraw, to podporządkowywanie się jej jest samozniewalaniem. Idee, abstrakcje, organizacje są dla mnie czymś nierzeczywistym. Podporządkowywanie się czemuś nierzeczywistemu jest wielkim błędem, więc taką oceną nie będę się zajmował. Rzeczywisty dla mnie jest konkretny człowiek, ten fotografujący, ten fotografowany i ten oglądający konkretne zdjęcie, w którym odbija się prawda, konkretna osoba.

 

3. Spróbuję oceny relacji między osobami: fotografujący - fotografowany, gdyż mam w tym jakieś osobiste doświadczenia i łatwo jest mi wejść w rolę autora konkretnego zdjęcia. Nie będę więc raczej oceniał, analizował cudzych motywów, lecz siebie w podobnej sytuacji, siebie jako autora poszczególnych zdjęć. Nazwiska autorów fotografii proszę potraktować więc jako moje pseudonimy, role. Chcę w ten sposób zabezpieczyć się przed fałszywym posądzeniem kogoś. Ułatwię też czytelnikowi nie przyznawanie się do „grzeszków Frąckiewicza” – nieutożsamianie się z analizowanymi motywami. U fotografów o większym wglądzie w siebie mogą natomiast wywołać poczucie winy, którego konsekwencją (w wypadku wyparcia się go) może być niechętny, agresywny stosunek do mnie – przyjmuję to.

 

Niezgoda na dotychczasowego siebie – do czego potrzebna jest samoanaliza, samoocena – może być podstawowym motorem rozwoju, też w twórczości fotograficznej. Twórczości, której celem jest nie tyle robienie „dobrych fotogramów” – obrazków, lecz Dobrych zdjęć – takich które realizują Dobro w fotografującym, fotografowanym, oglądającym zdjęcie, pozytywnie na nich oddziałują.

 

Fot. 1 Beata ŁAZARENKO z Siemianowic Śląskich Fot. 2 Robert MAŁOLEPSZY z Czarnego
Koniecznie chciałem zabłysnąć na szerszym forum, zwrócić na siebie uwagę, opublikować swoje zdjęcie. Nadarzyła się świetna okazja – człowiek leżący na ulicy (fot. 1). Bałem się jednak podejść do niego bliżej, bo musiałbym mu spojrzeć w oczy, nawiązać z nim kontakt, pomóc mu. A tak to usprawiedliwię siebie tym, że przecież inni ludzie są bliżej niego, więc to oni powinni zająć się leżącym. Mój dystans widać na zdjęciu – oddzielony jestem od leżącego jezdnią, krawężnikiem, chodnikiem – robiłem zdjęcie teleobiektywem z drugiej strony ulicy. Robiąc zdjęcie „o ludzkiej znieczulicy”, zrobiłem zdjęcie o sobie. Leżącego człowieka zdominowanego fotograficzną reklamą wykorzystałem do własnych celów jak przedmiot. Tu zachowanie moje było zależne w dużej mierze od „zwierciadła społecznego”: chcę zabłysnąć w gazecie, jak wypadnę w oczach innych, jak mu spojrzę w oczy, co oni o mnie sobie pomyślą. Połączenie zachowania sterowanego z zewnątrz z egoistycznymi pobudkami.

 

W fot. 2 człowieka potraktowałem również jak przedmiot, który ani nie może protestować, ani zgadzać się na fotografowanie. Niewiele różnią się między sobą te 2 pozostawione na ulicy wózki i ich zawartość. To, co najbardziej osobowe, indywidualne w wizerunku człowieka – twarz, pominąłem. Ważniejsze dla mnie było kalectwo niż człowiek. Tu również bałem się „zwierciadła społecznego” ale nikt inny poza siedzącym na wózku nie mógł mi spojrzeć w twarz, zobaczyć co robię, więc mogłem podejść do niego blisko, ale od tyłu. Mój lęk towarzyszący przyglądaniu się inwalidzie wynika z tego, że moje zainteresowanie nim, a właściwie jego zewnętrznością nie jest całkiem czyste. Pokazałem go samotnego w kamiennym otoczeniu. Później dowiedziałem się, że boli go to, gdy na ulicy odwracają od niego wzrok, udają, że nie zauważają. „A niech się przyglądają, przecież nie jestem czymś zwyczajnym”.

 

Fot. 3 na zdjęciu Jerzy LALIK Fot. 4 na zdjęciu Jerzy LALIK Fotografię malarza z niesprawnymi kończynami zrobiłem na czyjąś prośbę (fot. 3, 4). Ponieważ czułem się bezpiecznie w takiej sytuacji, łatwiej było mi o kontakt z tym człowiekiem, uzyskanie życzliwości i współpracy (uśmiech, pozowanie). Fotografowanie może dostarczyć radości osobie portretowanej. Zdjęcie publikuję bez podania mojego nazwiska, lecz z nazwiskiem jego bohatera. Dlaczego? Czy dlatego, że w powstanie tego zdjęcia on więcej włożył pracy niż ja? Czy „bezinteresowność” podkreślona anonimowością nie jest próżną pozą? Popisywaniem się przed samym sobą dla podniesienia własnej wartości we własnych oczach? Czy nie jest pompowaniem ego(-izmu), zachowaniem pozornie altruistycznym? Może w ten sposób chcę ukryć przed sobą (innymi) coś nie całkiem czystego?

            Ukrywając niektóre motywy działań przed sobą samym, wypierając je do podświadomości, blokuję możliwość samopoznania, rozwoju własnej osobowości i narażam się na „nieuzasadnione” lęki, niepokoje. Niepokój, lęk, agresja mogą być skutkiem postępowania niezgodnego z własną prawdziwą, najgłębszą naturą i nieprzeżycia winy w sposób świadomy. Tylko przyznając się do swoich błędów, mogę je wybaczyć, wykorzystać je do dalszego, mniej błędnego postępowania. Postępowania dającego więcej Dobra mnie i innym.

 

Fot. 5 Leszek STĘPNIAK z Gdańska-Osowy Pewność co do czystości intencji, życzliwości, szczerości uśmiechu mam, patrząc na fotografię 5 Leszka Wstępniaka z Gdańska, który napisał: „Ponieważ portretowanie kogoś sprawia mi wielką przyjemność, staram się, by ten ktoś wiedział o tym i dał wciągnąć się w tę zabawę (…). Staram się by każde zdjęcie świadczyło o mojej, właśnie mojej, obecności z drugiej strony aparatu. By zdjęcie mówiło o tym, co nas łączy czy dzieli z modelem. Tego rodzaju napięcie sprawia, że mogę powiedzieć coś ciekawego o Człowieku, który obdarzył mnie pewnego rodzaju zaufaniem. (…) Widz, który mógłby to oglądać, niech nie doszukuje się wewnętrznego sacrum. Niech się włączy w zabawę. Niech się uśmiechnie, niech się ogrzeje…” – Dziękuję! To zdjęcie jest rzeczywiście Dobre, choć „nietwórcze” (?), niedowołane, nieostre. Buzie na nim są jak kwiatki, porównywalne z tymi na fotografii 3 i 6.

 

Fot. 6 Marek PRUCNAL z Czudca Fot. 7 Marek PRUCNAL z Czudca
Marek Prucnal z Czudca na wiosennym spacerze spotkał także takie kwiatki (fot. 6, 7).
Zbliżył się do tych staruszków – widzimy to ze zdjęcia robionego obiektywem szerokokątnym. Po rozmowie z nimi postanowił powiadomić opiekę społeczną o ich trudnej sytuacji materialnej. Gdy pokaże tam zdjęcie ludzi na tle ich domu i wywoła to jakąś dobrą dla staruszków reakcję, będziemy mogli mówić, że jest to dobra fotografia interwencyjna. Ważne jest, by określone zdjęcie trafiło do określonego odbiorcy. To samo zdjęcie wydrukowane na przykład w „Foto” nie jest fotografią interwencyjną, gdyż mało prawdopodobne jest, aby któryś z Czytelników zmienił coś w sytuacji ze zdjęcia. Czytelników pocieszę, że ten dom nie jest w aż tak beznadziejnym stanie. Zdjęcie wybrałem z innych tendencyjnie, tak by nie było widać, że część mieszkalna budynku jest solidnie pokryta papą.

 

Gdy fotografowanie nie przysłania nam człowieka, możemy uzyskać ciekawe, dobre portrety, między innymi dzięki współpracy, pomocy naszych „modeli”. Pomoc ta może przejawiać się w naturalnym zachowaniu, niezwracaniu uwagi na aparat lub chętnym pozowaniu. Zdjęcia Marka poza tym, że są dokumentem, promieniuj ciepłem, budzą pozytywne uczucia w oglądającym. Gdy patrzę na twarze staruszków, wydaję mi się, że dziurawy dach, ubóstwo nie są w stanie zburzyć ich spokoju i chyba szczęścia.

 

WALDEMAR FRĄCKIEWICZ

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII


FOTO-ocena, 1989/3 

 

      Tym razem przedstawiam cztery zdjęcia, które wywarły na mnie największe wrażenie. Piszę „cztery”, a pokazuję pięć, gdyż fotografie 1 i 2 – powierzchownie co innego przedstawiające – są formalnie, więc w głębszych treściach bardzo podobne. „Forma to kształt widzialny treści” – nie pamiętam kto to powiedział, ale nie jeden artysta.

Fot.1 Andrzej KOZŁOWQSKI z Lublina
Fot.2
Fot.3 reprodukcja XIV wiecznej ikony Zaśnięcie
Fot.5 Andrzej OSTROWSKI ze Szczecina

Fot. 1, 2, 3, 4 łatwo zinterpretować – zamienić na słowa treść tych form. Treści te są sobie bliskie, więc proszę je porównać, zsumować pojedyncze interpretacje. Może kilka razy przeczytać? Natomiast fot. 5 każe mi milczeć. Ona JEST i tak ma być. Patrzę na nią i TYLE!

Fot.5 Andrzej OSTROWSKI ze Szczecina

Do fot. 5 Andrzeja Ostrowskiego ze Szczecina można odnieść interpretację o chaosie i kosmosie, naturze i kulturze, emocjach i intelekcie z FOTO-oceny 4/88. Ale lepiej bezmyślnie (w budującym sensie) na nią patrzeć. Mój intelekt nie wie, co ona przedstawia i nie stara się dociec tego. Kontemplacja zdjęcia oczyszcza mój umysł z niepotrzebnych myśli. Patrzę i jestem. A może już nie ja jestem, tylko JEST? A w ogóle czy można TO jakoś nazwać ? …Jeśli jest coś takiego jak SZTUKA, to to jest jej przykład.

 

Na zdjęcie 1 Andrzeja Kozłowskiego Kozłowskiego Lublina zwróciłem szczególną uwagę, odczuwając przymus kontemplacji go, bo chyba coś ważnego – związanego z nim – tkwi głęboko we mnie. Obudziło ono moje emocje, jakie towarzyszyły niektórym snom z dzieciństwa i fascynacjom podobną rzeczywistością. Zdjęcie Andrzeja wydało mi się równie moje, co i jego. A może działa na mnie silniej, bo zadziwia mnie jeszcze wspólnotą naszych światów – fotografia stała się płaszczyzną spotkania dusz. Sądzę, że w swej warstwie anegdotycznej i czystej formie zawiera treści wspólne nie tylko nam dwóm. Nasz wzrok z głębokiej dominującej czerni ograniczonej ścianami domów studni, skierowuje się wzdłuż rusztowań ku czworokątowi światła nieba u góry, jest przezeń przyciągany. Jesteśmy zamknięci, ale mamy świadomość możliwości wyjścia na zewnątrz. Wyjście to wymaga ryzyka podjęcia trudnej i niebezpiecznej drogi po rusztowaniach, będących jednocześnie podporami ścian. Po drodze możemy spojrzeć w okno, za którym ujrzymy podobną rzeczywistość drugiej studni. Dopiero ze szczytu ściany możemy ogarnąć zarówno nieograniczoną przestrzeń, jak i świat jednej i drugiej studni. Ściany domu, gdy są niepewne, wymagają podpór, razem z nimi umożliwiają wejście na najwyższy poziom, na którym nie są już ograniczeniami. Rzeczywistość w jakiej się znaleźliśmy, nie jest ani zła ani dobra, a tylko od naszego spojrzenia, decyzji, wysiłku zależy, czy będzie pomagała nam wyzwolić się, czy będzie naszym więzieniem. Zdeformowane optycznie ściany, zmierzające w swoim kształcie do trójkąta, dotykają czworokąta nieba. Czwórka w myśli pitagorejskiej „ma korzenie wiecznej natury”, a dusza jest kwadratem. Podział na cztery porządkuje pełnię rzeczywistości ( dół, góra, strona lewa, prawa ), też tej psychologicznej (rozum, uczucie, percepcja, intuicja ). Kontemplacja czworokątnej świetlnej mandali, będącej symbolem pełni i kosmosu, ułatwia zachowanie równowagi psychicznej w świecie odczuwanym jako istniejący na granicy ruiny, chaosu, ciemności. ( Mandala - we wschodnich technikach rozwoju duchowego forma wizualna będąca odbiciem Pełni Światłości i mająca do tej Pełni doprowadzić kontemplującego ją. Oczyszczająca, porządkująca, oświecająca psychikę ). Strona lewa dużego obrazu, przy koncentracji na jego centrum, jest odbierana głównie przez prawą półkulę mózgu, a strona prawa przez półkulę lewą. Prawa półkula, odpowiedzialna za postrzeganie bezpośrednie, emocjonalne, za przeżycie siebie samego w postaci „cielesnego ja”, wchodzi w rezonans z zacienioną ścianą ciemnymi otworami, wzdłuż których płynie w rynnie woda. Półkula lewa, odpowiedzialna za samoidentyfikację typu „myślę, więc jestem”, za myślenie abstrakcyjne, logiczne, wchodzi w rezonans z jaśniejszą ścianą, z oknem podzielonym na regularne figury. Ciemność, poziom, wnętrze, strona lewa, nieświadomość, emocjonalność można symbolicznie nazwać „pierwiastkiem żeńskim” (in). Jasność, pion, strona prawa, świadomość, racjonalność można określić jako „pierwiastek męski” (jang). Zespolenie wszechobejmującej zasady żeńskiej z wypełniającym, zapładniającym ją pierwiastkiem męskim, rodzi pełnię Miłości, Poznania. ( A może zdjęcie to jest odbiciem trudności w przyjściu na świat z łona kobiety). Lewy dolny róg związany jest zazwyczaj z początkiem, narodzinami, narodzinami prawy górny to cel. Góra to świadomość, uduchowienie. Dół to materia, nieświadomość.

Ze Sztuką mamy do czynienia wtedy, gdy zjawiska bardzo konkretne, materialne, wizualne, ale też fizjologiczne, jak orgazm, narodziny, śmierć, są  jednocześnie duchowe, jak wszechogarniająca Miłość, Wniebowzięcie (ikona „Zaśnięcie”). Sztuka dotyka, rozbudza największe pokłady energii w człowieku. Energia ta często jest symbolicznie utożsamiana z najłatwiej dostępną każdemu energią seksualną. W starych kulturach Wschodu taką symbolikę – pozornie jednoznaczną – stosuje się świadomie. W naszej sztuce sakralnej raczej podświadomie. Energia pobudzana podczas kontemplacji dzieła sakralnego ma służyć rozwojowi duchowemu, nań ukierunkowywać. Niektóre Czyste Formy mogą tan rozwój ułatwiać. Ta sama Czysta Forma może być wcielona – ubrana w „strój” jakiejś studni – podwórka (fot. 1), w „strój” wnętrza świątyni, fot. 2., a w ikonie w „strój” dogmatów określonej religii.

 

  Fot.4 Piotr KOMOROWSKI z Jeleniej Góry
„Pomnik” (fot. 4 Piotra Komorowskiego z Jeleniej Góry)
proponuję Czytelnikowi zinterpretować samodzielnie. Podpowiem tylko, że kierunek w prawo związany jest z postępem, aktywnością, ekstrawersją, altruizmem, ojcem: a w lewo z cofaniem się, introwersją, egoizmem, matką. Sam Piotr tak napisał: „…uważam, że niemożliwa jest żadna obiektywna (a więc na użytek wszystkich i przez wszystkich do przyjęcia) werbalizacja odczuć płynących z odbioru tak fotografii, jak dowolnego innego zjawiska. „Pomnik” symbolizuje aspekt człowieczeństwa, jako takiego, wobec nieznanego, nieokreślonego, płynącego z przyszłości zagrożenia [...] . W tej niepozornej betonowej rzeźbie stojącej w jednym z wrocławskich parków znalazłem nagle to wszystko, nie szukając wcześniej niczego. I już [...] . Podczas oglądania cudzych zdjęć, wiele razy doświadczyłem tego uczucia, że ktoś „trafił” w moją świadomość sensu danego zjawiska, rzeczy, zdarzenia, czegokolwiek. W momentach takich czułem po prostu radość, używając zaś wielkich słów: czułem się szczęśliwy – rozumiesz to, prawda? Myślę, że motorem tego wszystkiego jest satysfakcja płynąca z potwierdzenia się w drugim człowieku, poczucie przynależności do tego samego „kodu” nadawczo- odbiorczego." ...
Myślę, że przedstawione tu prace i ich interpretacje przynależą do takiego głębokiego, ogólnoludzkiego „kodu” (interpretacje oparłem na psychologii i mitologiach). Jeśli ktoś ma dużą głowę, to proponuję połączyć sobie wszystkie słowne interpretacje i prace wizualne w JEDNO. Moja głowa jest za mała, aby objąć to wszystko, co przeczuwam. Nieśmiało proponuję powtórne przeczytanie tekstu i obejrzenie zdjęć. Do mnie docierają pewne nowe treści, czasem po kilkakrotnym przeczytaniu tekstu, też własnego. Trzeba się tylko otworzyć na nowe własne, osobiste skojarzenia. Dobre zdjęcie kontempluję, przetrawiam miesiącami.

                                                      Waldemar Frąckiewicz

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII


foto-ocena 1989, 4

Gdy zbliża się koniec roku - razem z nim nastaje okres składania życzeń świątecznych, noworocznych. Ludzie obdarowują się pocztówkami kupionymi w kioskach, czasami identycznymi, bo nakłady niektórych sięgają setek tysięcy. Życzenia na nich też są zazwyczaj powtarzaną formułką, czasem już wydrukowaną. Wystarczy tylko podpisać się, podać adres i wrzucić do skrzynki. Bezpośrednie spotkanie(?), składanie życzeń też często sprowadza się do takiego bezosobowego, kulturalnego rytuału, powtarzanego niezależnie od tego, kto mówi i do kogo. Jedna osoba-indywidualność nie mówi do drugiej osoby-indywidualności, tylko reprezentant jakiejś kultury mówi do reprezentanta takiej samej (rzadziej innej) kultury. Kulturalne formułki przetaczają się po masie głów jakiś nieważnych ludzików. Wolę, gdy stosunki między ludźmi, życzliwość wypływają z serca, a nie są sterowane kulturą, tradycją, kalendarzami, rocznicami, świętami, ... ale może niektóre serca nie biją bez takiej stymulacji? Może chore serca wymagają wszczepienia takiego rozrusznika pobudzającego je do życia? Więc nie walczę z tradycją, ale chciałbym, aby żyć w niej w sposób autentyczny, zaznaczający indywidualność, by wypełniać kulturalne formy życiem, by osoba była ważniejsza od kultury. Walcząc ze złem czasem ulegamy mu wbrew własnym intencjom: np. ambitny kwartalnik "Fotografia"(4/20/80), walcząc z pocztówkową sztampą, kilka swoich cennych stron zapełnił "kurczątkami w baziach". Dlatego staram się przedstawić przykłady pozytywne.

Nie dziwię się, gdy po pocztówkę z kiosku sięga człowiek, który nie potrafi fotografować lub boi się kredek, pędzelka, nożyczek. Nie dziwię się nawet fotografowi, jeśli jego plonem po plenerze są gotowe widokówki, bo akurat w tym czasie nie miał "twórczej weny". Ale w innych wypadkach dziwi mnie posługiwanie się jakimś nieważnymi, przypadkowymi, cudzymi obrazkami. Może ktoś powiedzieć, że nie ma akurat weny na robienie świątecznych pocztówek. Ale nie chodzi o to, by robić zdjęcia "Z okazji...", lecz aby pokazać drugiemu to, co sami uważamy za istotne. Autentyczna życzliwość nie polega na uczestniczeniu w kulturalnych stereotypach, na wysyłaniu choinki ze świeczką, ale na przekazywaniu innym wartości uznanych przez nas samych. Na dawaniu zdjęć, które uważamy za swoje najważniejsze, a nie takich, które byłyby bliskie świętom z kalendarza.

Zdjęcia, które uważam za swoje najważniejsze ( nazywam je autoportretami chociaż nie ma na nich postaci ludzkiej ) wysyłam różnym - bardziej lub mniej - znajomym, z nadzieją na fotograficzny dialog. Od Marka Moryca z Pabianic (kiedyś częstego korespondenta "oceny") dostałem zdjęcie (1), na którym mogłem zobaczyć, gdzie, do kogo taki mój "autoportret" trafił - stoi na stoliku poczwórny zestaw. Z Markiem uruchomiliśmy taki wideotelefon. Wprawdzie obraz jeszcze nie jest doskonale zsynchronizowany ze słowami, ale jak na pierwsze połączenie tego typu prototypowym aparatem, to nie jest najgorzej.

Nie tylko psycholodzy uważają, że całe zło między ludźmi jest skutkiem zaburzeń w komunikacji. Przez komunikację między ludźmi rozumiem poznawanie, wyrażanie, przekazywanie, odbieranie własnych i cudzych emocji, informacji. Zło to ma początek we wczesnym dzieciństwie w rodzinie (jeśli pominiemy takie zaburzenia między przyszłymi rodzicami ) a kontynuację np. w wojnie informacyjnej, propagandowej dorosłych. Zaburzenia te mogą być uświadamiane, celowe, wyrafinowane, jak nieszczerość, kłamstwo, manipulacja, półprawdy, kamuflaże, obłuda, niedomówienia, milczenie.  Często świadome zaburzenia mogą być skutkiem podświadomych lęków przed własną ekspresją, przed złą oceną ( przed utratą "miłości"). Lęk przed ekspresją własnych uczuć dziecka może być skutkiem poczucia braku bezpieczeństwa w rodzinie, braku miłości, akceptacji - nie tylko dziecka przez rodziców, atmosfery jaką stwarzają w domu. Innym zaburzeniem może być brak przepływu tych szeroko rozumianych informacji w obie strony między dwiema osobami, brak wymiany. Gdy dialog zamienia się w monolog, gdy nie ma otwartości na drugiego, odpowiedzi. Jest to patologią niektórych systemów społecznych, organizacji, w których nakazy, informacje płyną tylko w jedną stronę. W podobny sposób działa scentralizowana TV w przeciwieństwie np. do wideofonów, telewizji interaktywnej.  W większości zdjęcia w prasie, TV czy na wystawach - chociaż podpisane - są przekazem anonimowym. Anonimowości nadawcy obrazu towarzyszy anonimowość odbiorcy. Dzieło zostaje oderwane od twórcy. Umieszczenie w nieoczekiwanym kontekście może zmieniać jego wymowę. Możliwa jest świadoma manipulacja, sprzeczna z pierwotnymi intencjami twórcy. Praktycznie w środkach masowego przekazu niemożliwa jest wymiana, dialog dwóch ludzi. Członkowie rodziny swoje potrzeby wymiany emocji, informacji, spotkania pozornie zaspokajają patrząc wspólnie (?) w telewizor. Sam nie oglądam TV, nie będę też oglądał TV satelitarnej, a brak bezpośrednich spotkań z ludźmi wolę zapełnić wymianą listów. I odbieram je cieplej niż rozmowy przez prawdziwy wideotelefon. W bliskim kontakcie z człowiekiem czuje się jego zapach, można go dotknąć. Niektóre listy pachną miejscem w którym były pisane, a dotyk napięcia emocjonalne, charakter nadawcy niemal namacalnie zaznaczają się w piśmie (najlepszym przekaźnikiem tego jest ołówek). Więcej ciepła, dotyku, cielesności jest w ołówkowych bazgrotach od dziewczyny niż w fotografii jej piersi. Tadeusz Piątkowski ze Świnoujścia nie chciał jednak dawać komuś siebie, lecz to, co sam uważał za dobre (2). Dziękuję za życzenia pełni i obfitości.


Grzgorz Zygier z Krakowa, którego kartkę znalazłem w katalogu wystawy Polska Fotografia Intermedialna, napisał tam: "Moje kartki pocztowe (3) nie mają na celu przełamywania monopolu wytwórców pocztówek, są prywatnym działaniem przez wykorzystanie kanału pocztowego. Przywłaszczam sobie znane gesty i pozy, które stają się treścią znaczka-autoportretu. Kartki, na których fotografia pełni rolę znaczka pocztowego, rozdawałem znajomym z prośbą o przesłanie ich do mnie. Wracały uzupełnione korespondencją i noszą na sobie bardzo istotny dla mnie ślad obiegu." Czy gest z tego znaczka ma wyrażać stosunek autora do poczty i opłaty pocztowej? Pomysł Grzegorza (jak i mój) można nazwać narcystyczną sztuką poczty. (Narcyz to mitologiczny młodzieniec zakochany w swoim odbiciu). Pozostałe przesyłki na pewno nie są działaniami dla sztuki, lecz dla drugiego konkretnego człowieka i to jest najcenniejsze. Podstawowy sens fotografii widzę w dialogu z innym człowiekiem, ze sobą, ze światem. Natomiast śmieszą mnie wszelkie zabiegi o zewnętrzną nobilitację fotografii jako sztuki, o archiwizację zdjęć. Bardzo małe jest prawdopodobieństwo trafienia na Dzieło Sztuki wśród zdjęć. Stare fotografie mają głównie wartość historyczną, czyli żadną dla rozwoju duchownego człowieka. Całe szczęście, że tylko niektóre z nich przeżywają ich autorów. W jak zaśmieconej ikonosferze żylibyśmy, co czulibyśmy w otoczeniu wszystkich twórczych ekskrementów ludzkości? Piet Mondrian pisał : ... "W przyszłości miejsce dzieła sztuki zajmie realizowanie czystego wyrazu kształtowania samej konkretnej rzeczywistości ... . Nie będziemy już wówczas potrzebowali obrazów i rzeźb, gdyż będziemy żyli w sztuce urzeczywistnionej . Sztuka będzie zanikać w takim stopniu, w jakim życie będzie nabierało równowagi."

Piotr Bakun z Chełma przysłał autentyczne zaproszenia na swój ślub (4). widzimy na nim autora i przyszłą "ślubną". (Krótszy bok tej połówki składanki ma 5 cm - jest to najmniejsza praca z prezentowanych obok). Miły obrazek na granicy kiczu, pastiszu, parodii, powagi, humoru, gry, autentyzmu, jak "uroczystość ślubna " i wszystko co z nią związane. Młodej parze wysłałem telegram do USC: "Wiem , że się kochacie i nie muszę być obecny, gdy zwierzacie się z tego jakiemuś urzędnikowi, gdy ślubujecie - wszak Miłość nigdy nie ustaje. Kocham Was. Waldek".

Darek Piasek z Łążka do koperty przykleił cudze zdjęcie wycięte z gazety (5). Ważny jest wybór zdjęcia i kontekst, w jakim się go umieszcza. Autorem tych wyborów jest Darek.

Wycięty żywy pomnik (z dorysowanymi uzupełnieniami)(6) przykleił do listu Eugeniusz Tywoniuk z Lublina. Tu muszę zaznaczyć, że reprodukując niektóre przesyłki zmieniłem proporcje między nimi. List od Gienka - zapełniający całą sąsiednią stronę - został napisany na odwrotnej stronie wielkiego plakatu, więc musiałem go zmniejszyć w stosunku do pozostałych przesyłek. Nietypowy, za duży - jak dla poczty - format, mimo poskładania, jest przyczyną tego, że list dotarł do mnie trochę postrzępiony.

List (7) z wyrwanym skądś zdjęciem i cytatem R. Tagore przysłała Magda Dylewska z Lublina. Czasem wydaje mi się, że "twórczość" (?) kobiet polega na reprodukowaniu, utrwalaniu, kompilowaniu elementów już zastanej kultury, na przypisywaniu im wartości absolutnych. Autentyczna staje się tylko wtedy, gdy włączają się do tego elementy jej zmysłowości, ciała, ciepła, „osobistego uroku”, jak w kolorowej składance (8) od Beaty Krubińskiej z Warszawy, w której głowa jest pąkiem, kwiatem, dziurą w kształcie serca - wielkanocnym jajem. Dziękuję!

Z największą nonszalancja potraktował swoje zdjęcie Marian Stępień z Kołobrzegu (9). Nakleił  na nie ( nie na odwrotna białą stronę ) znaczek i zapisał po obu stronach. Zdjęcie to nie było przypadkową kartką z makulatury, ale dobrane do treści przesyłki – bardzo osobistej , więc nie wypada pokazywać jej w całości.
Mogą być dobre zdjęcia robione tylko dla jednej osoby i tylko dla niej sensowne.
Przy okazji przypominam , że każdy korespondent „FOTOoceny”, wraz ze zwrotem zdjęć (nie zatrzymanych do ewentualnego druku), otrzymuje ode mnie listowną odpowiedź do domu.

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII


FOTO-ocena, "FOTO" 1989/6

Fotografia jest odwieczna jak światło i cień materii. Obrazy wyrysowane światłem, np. cienie skał, istniały wcześniej niż mogące je zobaczyć istoty mające oczy. Najpiękniejsze fotografie jakie widziałem, to cienie traw, liści w wiatr. Takie naturalne fotografie nie zawsze są ruchome, ulotne jak cień. Można czasem znaleść liść z względnie trwałym wizerunkiem innego liścia, który go przysłaniał. Obraz taki jest zarejestrowany, utrwalony przez różny rozkład chlorofilu lub innych barwników rośliny spowodowany różnym nasłonecznieniem. W podobny sposób uzyskujemy obrazy na własnej skórze - np. paska od zagarka lub majtek - gdy przed bezpośrednim spotkaniem ze słońcem zasłaniamy się "kulturowymi precjozami". Od takich naturalnych fotografii niewiele odbiegają tzw. heliogramy, luksografie, czyli zdjęcia wykonane bez obiektywu czy choćby kamery wyposażonej w otworek. Z propozycją ogłoszenia konkursu na takie zdjęcia - twierdząc, że "proste jest piękne" - przesłała swoje prace Jagoda Semków z Fromborka. Wyniki konkursu "Bez aparatu" mogliśmy zobaczyć w "FOTO" 5/83. Jury konkursu oczekiwało jednak prac "koncepcyjnych", a nie prostego odbicia piękna natury. Mnie jednak urzeka piękno białych cieni kwiatków, utrwalone w "nietwórczej" odbitce Piotra Kosa z Gdańska (fot 2).

I wolę tę prostotę niż bogatszą, gęstszą kompozycję Jagody (fot 5). U Jagody warto zwrócić uwagę na półtony. Możemy uzyskać je, wykorzystując światło rozproszone (np. ze zwykłej lampy, a nie z powiększalnika), stosując półprzezroczyste materiały, poruszając nimi podczas naświetlania, przemieszczając źródło światła ... Te różnorodne listki, piórka, szkła ornamentowe ... możemy umieszczać również w powiększalniku w miejscu przeznaczonym na negatyw. Uzyskać możemy na jednej odbitce różne powiększenia tego samego obiektu, przez wielokrotne naświetlenie. Da to efekt podobny do tego ze zdjęcia Artura Żurawskiego z Choiny (fot. 7). Podobny - bo Artur tę odbitkę uzyskał z dwóch negatywów lub z jednej klatki podwójnie naświetlonej w aparacie. Można też spróbować ciągłej zmiany powiększenia podczas jednego naświetlania. Jest tu pole dla mnóstwa "twórczych" sztuczek, pomysłów. Tylko czy taka twórczość zawsze warta jest pokazywania? Czy daje coś odbiorcy? Czy otwiera coś w twórcy, np. nowe możliwości ekspresji? Czy dostarcza chociaż radości zabawy? Czy ta przyjemność jest proporcjonalna do nakładu sił i środków? Bo jeśli nie, to jest trwonieniem (rozpraszaniem, rozpuszczaniem) czasu, materiałów, energii ..., jest rozpustą. Ekonomiczne wykorzystanie materiałów możemy zauważyć w pracy Beaty Krubińskiej z Warszawy (fot. 1), która wykorzystała przypadkowo wywołany nie naświetlony film do przezroczy. Wydrapała na nim wiosenny wierszyk (fragment widzimy na tej stronie), a bezbarwne rysy zakolorowała. Podobny efekt można uzyskać, pisząć utrwalaczem po materiale światłoczułym przed wywołaniem go. Wyświetlając sobie ten foto- (od grec. światło) -graficzny (od grec. pisać) wierszyk jako bajkę na dobranoc, nauczyłem się go na pamięć. Rzeczywistość nie jest ani zła, ani dobra, a tylko jest źle lub dobrze przeze mnie wykorzystana - do takiego wniosku można dojść na podstawie niektórych prac, nie tylko Beaty. Barbara Jeżewska z Ryk zaakceptowała swój "błąd w sztuce" (fot. 4). Z normalnie naświetlonego papieru wywołał się tylko fragment, bo tylko częściowo zanurzył się w wywołaczu. Ten graficzny efekt jest bardziej zapisem przypadkowego, naturalnego (?) ruchu cieczy niż świadomie wykorzystanej aktywności światła. Nie wiem, czy to jest fotografia i nie jest to ważne. Ważne, czy akceptujemy końcowy efekt. Może tu bardziej odbija się natura niż w poprawnej fotografii lasu?
Czasem więcej dobra, piękna przekazujemy fotografią "nietwórczą", rejestrując tylko to, co stworzyła natura, wykorzystując, pokazując to, co zastaliśmy, jak w pracy Barbary czy fot. 3 i 6 Janusza Jawora z Mierzęcic. Fot. 3 szczególnie mi się podoba.
fot. 3 fot. 6
Przemawia przez nią natura nie zasłonięta wyrafinowaną, kulturalną, estetyczną kompozycją, tendencją wyszukiwania izolowanych przedmiotów, scenek. ("Estetyczność jest bezruchem zbytecznym, tkwiącym w obrazie" - Jan Berdyszak). Nie jest zdjęciem wymyślonym, lecz wypatrzonym, wykontemplowanym, może pozornie przypadkowym. Analizując ten obraz, warto zwrócic uwagę na odwrócenie proporcji światła do cienia u dołu na drodze (?) w stosunku do tej proporcji u góry. Rośliny, światła, cienie nad poziomą kreską skraju drogi wydają się innym światem niż ten poniżej kreski. Jednak światła i cienie u góry są kontynuacją tych u dołu. Interesująca jest ta wizualna wieloznaczność, "niezdecydowanie". Inaczej jawi mi się to zdjęcie, gdy patrzę nań z bliska, a inaczej z daleka. Raz są to rośliny i piasek przesłonięte trochę cieniami, a z daleka są to światła i cienie "na czymś tam". Gęstość, pozorny chaos, nieuporządkowanie tego zdjęcia są prostsze, naturalniejsze niż świat stworzony ręką komponującą bukiet z fot. 5. We wszystkim, co robimy, trudno jest całkiem uciec od natury. Nawet ciemne żelazne schody z wyciętymi wzorkami ożywają, gdy popatrzy przez nie słońce (fot. 8 Mariusza Barwińskiego z Wrocławia). Tworzone przez człowieka formy, sztuka nie muszą być tylko sztucznością, lecz mogą ułatwiać, umożliwiać spojrzenie na naturę, w siebie w swoją głębię w poszukiwaniu światła, którego odbiciem, echem się stają. "Echo" to tytuł zdjęcia Artura Żurawskiego. Czym ono jest dla Ciebie, Czytelniku, i dla Ciebie Arturze, to najlepiej wiesz sam. Czy zdjęcie takie może pełnić funkcję mandali guru (Sikhowie tłumaczą: gu- ciemność, ru- światło, guru - wydobywający z mroku ignorancji), czy tylko zabawą? A może jednym i drugim? Czy prace nasze świecą światłem naturalnym, sztucznym czy odbitym?

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII