FOTO -  OCENA 1987/3-4

 

Zdjęcia można oceniać z różnych punktów widzenia – według różnych kryteriów. Można to robić według własnego widzimisię i według kryteriów tak zwanych “obiektywnych” - powszechnie uznanych. Najłatwiej byłoby mi oceniać według mojego widzimisię: to mi się podoba, a to nie ... i już. Tylko co by to dało Czytelnikowi oprócz poznania mojego gustu? Mogę też starać się oceniać według kryteriów “obiektywnych” - wypracowanych przez pokolenia twórców, krytyków. Warto jednak pamiętać, że szukanie wzorów ocen u zewnętrznych autorytetów, uzależnianie się od nich jest schodzeniem z drogi twórczości w kierunku niewolniczego powielania. A może powtarzanie, reprodukowanie, utrwalanie to istotne cechy działalności fotografa, też cechy jego psychiki? W takim razie jesteśmy tylko narzędziem w rękach autorytetu, konwencji, techniki. “Nasza” praca jest produktem nie naszym, przestajemy być sobą, nie ma nas – takie samobójstwo za pomocą fotografii.

 

Najtrudniejsza dla mnie byłaby ocena według kryteriów, które autor uważa za najważniejsze, czyli zgodnie z jego widzimisię. Pomoc autorowi w samoocenie z uwzględnieniem tego, co on uważa za najważniejsze w fotografii w ogóle i w konkretnym wykonanym przez niego zdjęciu uważam za najprzydatniejszą dla fotoamatora. Nie chciałbym jednak wmawiać autorowi intencji, jakich nie ma i z ich realizacji go rozliczać. Dlatego proszę nadsyłających zdjęcia o kilka słów na temat powodów, dla których takie zdjęcie (zdjęcia) zrobili. Wiem, że najważniejsze, artystyczne “intencje” nie mogą być przełożone na słowa, a zawarte są jedynie w konkretnej pracy. Dla dzieła sztuki trudno znaleźć kryteria obiektywne, trzeba by się odwoływać do wartości absolutnych. A z tym mógłbym mieć trudności.

 

Dla mnie podstawowym kryterium dobrego zdjęcia jest to, że wypływa ono z wewnętrznej konieczności: tak chcę i powinienem zrobić, a konsekwencją dobrej pracy jest radość, poczucie spełnienia.

 

Jako że redaktor pełni funkcję służebną w stosunku do Czytelnika, który koniecznie chce być oceniony “obiektywnie” prośba do tegoż – sprecyzuj, o jaką obiektywność Ci chodzi. Czy chcesz być oceniony według obiektywnych kryteriów sztampy zakładu usługowego, sztampy pocztówkowej, gazetowej, konkursowo – wystawowej czy artystycznej?

 

Oczekując na propozycje i życzenia przedstawię kilka zdjęć, które są bliskie wzorcowym ideałom wymienionych kategorii.

 

Nie wiem, czy amatorzy fotografują aż tak dobrze, czy aż tak źle, że wśród nadesłanych zdjęć nie znalazłem bliskiego ideałom zakładu usługowego. Odsyłam więc do najbliższej witryny rzemieślnika.

 

Cechami pocztówki są między innymi kontrastowe barwy (np. czerwień na tle zieleni i błękitu) i banalny motyw (tulipan). Jak na pocztówkę Robert Kłos z Lublina zbyt ambitnie zastosował zbliżenie oraz ujęcie w świetle przechodzącym, dającym duże nasycenie barwie. Gdyby nieco więcej naświetlić, wówczas czerwień uzyskałaby maksymalne nasycenie – przestałaby być szarawa, lecz niebo stałoby się wtedy całkiem białe, a już jasność błękitu odciąga wzrok od głównego motywu. Pod względem kompozycyjnym zdjęcie jest niewyszukane – autor przyglądał się kwiatkowi, a nie obrazowi na matówce aparatu – co dyskwalifikuje je jako pocztówkę, która jest nieprzyzwoicie klasycznie komponowana.
Fot.1 Robert Kłos

 

Fotografie Krzysztofa Kolasy z Milicza. Wbrew opisowi (efekciarskie zestawienie ze stanem teatralnego autobusu) dramatyczniejsze zdjęcia możemy zobaczyć w gazetce PZU lub gablocie koło gminnego posterunku MO. Takich drastycznych scen raczej w gazecie się nie publikuje, żeby nie psuć czytelnikom nastroju. Ciasnotę kadru, jedność motywu fotografii prasowej uzyskalibyśmy obcinając górę i dół zdjęcia. Fot.3 Krzysztof Kolasa
 

“Wiosenne porządki” Piotra Małasa z Oleśnicy. Jak na wystawę, to "zdjęcia nie najwyższych lotów, bo ziarno ma nieładny kształt, jest nieostre, a powiększalnik użyty przy obróbce nie był zaopatrzony w punktowe źródło światła". Uprzestrzenniająca zdjęcie nieostrość na pierwszym planie sugestywniej przekazuje bryłowatość opony niż metalowego pojemnika. Interesujące jest zderzenie obłej, ciężkiej czerni z ostrą, kanciastą bielą. Światło na ciemnym zdjęciu rzeczywiście zaświeciło na ramach okien malowanych przez człowieka. Trochę rozprasza konkurencyjna jasna plama na ziemi. Niektórzy za konieczny składnik dobrej fotografii uważają grę światła.
“Na dworcu” tego samego autora jest zdjęciem na granicy artystowskiego efekciarstwa – mi się podoba.
Fot.5 Piotr Małas Fot.6 Piotr Małas

 

Mariusz Biegański z Wrześni ma ambicję zrobienia fotografii “będącej synonimem idei absolutnej”. Trudno mi ocenić, czy mu się to udało, bo akurat pisząc te słowa nie odczuwam bezpośredniej styczności z Absolutem. Ale jakieś “nasrtoje metafizyczne” we mnie to przezrocze wzbudza. A w Tobie, Czytelniku? Szkoda, że autor nie zaznaczył, gdzie góra a gdzie dół, bo przekręcając diapozytyw uzyskałem aż osiem bardzo różnych kompozycji. A nieskończenie wiele możliwości plastycznych, ekspresyjnych, znaczeniowych mamy uwzględniając kontekst otoczenia. (Choćby formatu i koloru tła, na którym umieścimy jakieś zdjęcie.)

Fot.2 Mariusz Biegański





 

Chciałbym ten dział zamienić na warsztaty foto, czyli miejsce wspólnego odkrywania i wykorzystywania możliwości fotografii, uświadamiania sobie, jakie funkcje pełni ona w stosunku do fotografa i jak to się dzieje, że konkretne zdjęcie tak a nie inaczej działa na odbiorcę. Chciałbym skłonić Czytelnika do samodzielnego analizowania, z jakich elementów składa się fotografia, jak one wyglądają w konkretnym obrazku, a jakie mogłyby być? Jaki byłby ogólny wyraz zdjęcia, gdyby te elementy zmienić? Czym jedno zdjęcie różni się od drugiego?

 

Warto jednak pamiętać, że analizowanie, myślenie o efektach swojego działania paraliżuje spontaniczność, a zatem również twórczość.

 

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII




FOTOocena  z „Foto” 1987r. 5/6

Przychodzą do mnie prace autorów, którzy sami analizują swoje zdjęcia, sami je oceniają. Wartościowa jest taka autokrytyka. Wydawałoby się, że w tych wypadkach bezsensowne jest wysyłanie zdjęć do Fotooceny. Korespondenci jednak tak nie uważają. Każdy nieco inaczej patrzy na świat, na zdjęcia... Konfrontacja własnych poglądów z drugą osobą pozwala na spojrzenie cudzymi oczami, na rozszerzenie własnego widzenia, może na zbliżanie samooceny do obiektywizmu?

 

 

Piotr Rabiej z Wrocławia tak napisał o swojej „Dziewczynie z pieskami” (fot.1): „Nigdy nie pociągała mnie fotografia pamiątkowa, sztywno ustawionych osób. To zdjęcie jest pierwszym, które naprawdę mi się spodobało. Jestem świadom drażniącej plamy na nosie modelki i złego dołu zdjęcia. Wartość zdjęcia obniżają też wyrastające z pleców i nóg dziewczyny drzewa i górno-tylne oświetlenie, lecz ~Jakaż przepaść tkwi między portretem wykonanym po wielu próbach, w wielu pozach i później retuszowanym, a uchwyconym w mgnieniu oka przez szybko pracującego fotoreportera~ (Roman Burzyński  „Portret fotograficzny”, Warszawa 1985). Młode wilczury trochę przestraszone, wypatrujące matki i dziewczyna podparta z nonszalancją, traktująca je jak zabawkę”.

Plamę na nosie można było wyretuszować (najprościej, zakropkować pędzelkiem nr 0 – dostępny w Fotooptyce – umoczonym w wodzie z tuszem) a dół zdjęcia nieco obciąć. Świadomy tego autor przedstawił jednak odbitkę sprzed lat, z którą jest emocjonalnie związany, a nie wypieszczoną na pokaz. Dwa czarne piony pni są agresywne, kierują na siebie nasze spojrzenie odciągając od partii zdjęcia poniżej. Gdyby nie były na jasnym tle, nie przeszkadzałoby mi to, że „wyrastają” z modelki. Dziewczyna z pieskami jest zanurzona w trawę, zespolona z naturą. Wykorzystane oświetlenie sugeruje, że odwrócona od słońca tworzy intymny zakątek i że pieski są zainteresowane światem spoza tego miejsca. Nie znam się na wilkach, nie czuję tego, że są wystraszone. Poza dziewczyny nie wydaje mi się „nonszalancka”; spróbowałem się tak położyć wyobrażając sobie sfotografowaną sytuację – jest wypadkową rozluźnienia i zainteresowania pieskami.

O „Justynie” (fot. 2) ten sam autor napisał: „Bardzo mi przeszkadza jasny leżaczek w tle. Główka dziecka jest podtrzymywana ręką ojca widoczną na tle leżaczka po prawej stronie. Zdjęcie jest źle skadrowane – zbyt dużo przestrzeni u góry”.

            Leżaczek mi bardzo nie przeszkadza, chociaż mogłoby go tu nie być. Podtrzymującej ręki nie byłoby widać, gdyby zlała się z ciemnym tłem. Kadr też mi nie odpowiada. Ale nie obcinałbym góry, lecz stronę prawą i dał może więcej tła z lewej. Ciekawie współgrają wzorki na ubranku dziecka z nieostrymi liśćmi w tle. Dziecko ziewając zasypia, a może budzi się z urokliwego snu w kwiatach.

            Autor tych zdjęć ma tendencję (jak profesjonaliści) do wyodrębniania z tła przedmiotu zleconego do sfotografowania w tak zwane ujęcie katalogowe. Takie izolowanie, jednoznaczność, jedność motywu nie zawsze są zaletą fotografii.

 

Stanisław Kachel z miejscowości Łyczana swoje zdjęcie (fot. 3) zatytułował „Góralki”. Dla mnie najważniejszym motywem są kwiaty-życie-ruch, którego nienajsympatyczniejszym efektem jest obcięta stopa. Czyżby kukła była ważniejsza od żywej dziewczyny? A może tematem zdjęcia jest sztuczność radości przebierańców?

Innym zdjęciem wykorzystującym relację między dwoma równorzędnymi przedmiotami jest fot. 4 Roberta Małolepszego z Czarnego (pies i tablica). To, co najważniejsze w tej fotografii nie tkwi w obrazie, lecz w naszych skojarzeniach, myślach o tym, co widzimy. Wydaje się, że góra i dół zdjęcia – które oddzieliłem kreskami – niczego nie wnoszą do tych myśli, emocjonalnie też nie stanowią niczego istotnego, wizualnie – dekoncentrują. Po wnikliwszej analizie o odciętych partiach można powiedzieć, że: krawężnik podkreśla jakieś ograniczenie, a asfalt z martwymi liśćmi kontrastuje z żywą zielenią w górze. Te treści są jednak zdominowane przez napis na tablicy i psa. Gdy ktoś się uprze, może odczytywać dalsze treści z przedstawionych elementów. Dowolne zdjęcie, dowolny przedmiot z naszego otoczenia może stać się bodźcem, pretekstem do ujrzenia nawet prawd ostatecznych. Ale filozofowanie zostawiam Czytelnikom. Zdjęcie Stanisława Goleckiego z Legnicy (fot. 5). Czy to ma być portret robotnika? Gdzie jego twarz? Widać prawie tylko roboczy kombinezon. Czy betonowy krzyż między niebem a ziemią zbliża tego pracownika do nieba czy do ziemi? Co na to przepisy BHP? Czy to socrealizm? Zdjęcie jest interesujące również dlatego, że jest prowokacją do stawiania pytań, do myślenia. Na fot. 6 Piotra Wójcickiego z Lubaczowa patrzymy – nie musimy myśleć, czujemy. Muzyk skupiony na swojej grze, rytmie – ważne światła nad głową. Zdeformowana ręka nie harmonizuje z ładną buzią. Może dlatego, że to muzyka punkowa?

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII


FOTO - OCENA  z „Foto” 1987r. 7/8

Odpowiadam korespondencyjnie na każdy list skierowany do mnie. Odpowiedzi kierowane do indywidualnych fotoamatorów są nieco odmienne niż komentarze wydrukowane w „Fotoocenie”. Toteż tym razem postanowiłem przedstawić obszerne fragmenty listu Wojciecha Konkola z Cieksyna i mojej odpowiedzi.

 

„Fotografuję” około 3 lat. Te trzy lata to czas takich różnych wzlotów i upadków, euforii i zwątpienia, mobilizacji i obłamowszczyzny. I to nie tylko w tym moim hobby (nie lubię tego słowa), bo przecież to co się robi jest nierozerwalnie związane z tym i czym się w danej chwili jest.

Moje zdjęcia, no właśnie, cały problem w tym, że nie śmiem nawet nazwać ich swoimi. To do czego się poczuwam to tylko zwolnienie migawki, a to co wyjdzie jest czasami tak nieoczekiwane, tak niespodziewane, że bardzo mi przykro, ale czuję się zażenowany tym, że dopiero zdjęcie ukazuje mi prawdziwy charakter tego, co fotografuję.

Oczywiście, zdarza się to bardzo rzadko, to znaczy takie fotografie-niespodzianki. Piszę o nich, bo te cenię u siebie najbardziej. Są też zdjęcia (jeszcze rzadsze), gdy coś fajnego wpadnie mi w oko i z góry zakładam, że to jest dobre, i to robię, i to rzeczywiście (w moim odczuciu) okazuje się dobre...

1 fotografia – sześcioletni chłopiec stojący na tle drzew. Motyw był bardzo prozaiczny, chciałem zrobić takie sobie pamiątkowe zdjęcie mojego siostrzeńca, który przyglądał się również mojemu psu.

Nie wiem, czy to specyficzne rysy twarzy, czy powiększenie, czy odłączenie tego spojrzenia od obiektu, czy może coś jeszcze, czego się nie domyślam sprawiło, że to zdjęcie widzę w innym wymiarze.

Nie potrafię tego zdjęcia zatytułować, bo byłoby to czymś naciąganym, byłoby kłamstwem w odniesieniu do tego, co było naprawdę w chwili, gdy to zdjęcie robiłem. To określenie „co  było naprawdę” jest chyba złe, raczej – „tego, co widziałem i uważałem za prawdę”. Bo być może – prawdę ukazało mi dopiero skadrowanie i powiększenie.

Wydaje mi się, że może ono nasuwać myśli o trwaniu, o wieczności, coś takiego; ma ono dla mnie jakiś metafizyczny wymiar.

2 fotografia należy do tej grupy zdjęć, o których od samego początku wiedziałem „wszystko”. Żadnej niespodzianki, efekt był taki, jakiego się spodziewałem. Proponuję tytuł: „Auguste Renoir – Czytająca”. Dlaczego? Bo tak mi się akurat skojarzyło.”...


 

Renoir namalował niejedną czytającą, ale mi pańskie zdjęcia skojarzyły się z „Kąpiącą się na skale” z roku 1892, w której od lat się kochałem. Dla pełni skojarzeń dodam, że przed chwilą skończyłem jeść kawałek rzepy, ogromnej i w cielistej barwie... Moje skojarzenia – oprócz ułożenia ciała portretowanych – płyną też z tego, że miękka barwa czarno-białego zdjęcia z czytającym jest bliska ciepłej, łagodnej tonacji obrazu. Chłopiec z drugiego Pańskiego zdjęcia ma wzrok skierowany – podobnie jak kąpiąca się – za obraz. Na niezwykłość portretu chłopca wpływają też plamy w tle, nieostrości odrealniając sytuację, przebieg rytmu światła związany z kierunkiem spojrzenia: tło, dłonie, gdzieś za kadr... Chłopiec wydaje się zanurzony w dziwną rzeczywistość, może ona przez niego przepływa, a może wychodzi z niego? Ważne jest niedopowiedzenie: spojrzenie w siebie?, spojrzenie w nieznane?

Zdjęcia fatalne technicznie. Ale może wykonane „poprawnie” straciłyby swoją atmosferę? W redakcji narzekają na takie fotografie, że to nieostre ziarno, że niedowołane, że szare, że bez kontrastu, że brak szczegółów w światłach, w cieniach...

fot.4
Podobne „zarzuty” można postawić panu Tadeuszowi Łapanowskiemu z Katowic (fot. 4). Swoje efekty uzyskał przez zmieszanie 1 litra Fenalu z 1 litrem zużytego wywoływacza do papierów barwnych i zapalenie białego światła w ciemni w trakcie wywoływania. Eksperymenty mają to do siebie, że nie zawsze dają satysfakcjonujące efekty. Akt jest dość nietypowy, ale dlatego, że męski. Niezwykłość nie jest jednak najważniejszym kryterium wartości zdjęcia. Z tej fotografii emanuje jakaś dziwna, trudna do określenia atmosfera. Autor „do dziś zachodzi w głowę”  co tego przypadkowo napotkanego człowieka skłoniło do chodzenia w stroju Adama. A może on po prostu kocha słońce, naturę, swobodę, jak nagi mnich dżinijski, czy św. Onufry lub Franciszek?

Jeszcze jedno z „nagannych” technicznie zdjęć, które mimo tego – a może dzięki temu – są interesujące.
Fot.5 Zbigniewa Błaszczaka ze Swarzędza nie ma w sobie żadnego ostrego fragmentu. Nie można wyróżnić pierwszego planu, tła... Niektórych drażnić będzie, że trudno odróżnić wierzby od wody. Ale dla innych będzie to zaletą; kształty, przedmioty, kolory, to tylko zewnętrzna warstwa rzeczywistości.
„Nienazwane jest źródłem nieba i ziemi
nazywanie dało życie tysiącom rzeczy.”

Hoto

Mirosław Mietła z Brzeska przysłał fot. 6 na konkurs „Asymetria”. Słowami starał się udowodnić, że zdjęcia są dobre. Prawie o każdym zdjęciu można powiedzieć, że jest w nim asymetria, tylko rzadko jest to najistotniejszą jego treścią. Autor sam napisał: „...myślę, że byłby lepszy efekt, gdybym całe zdjęcie zapełnił postacią figurki i kwiatka”. Warto zwrócić uwagę, że robienie zdjęć na zadany temat grozi niebezpieczeństwem odgradzania się od rzeczywistości za pomocą słów, programów, odbierania świata nie takim jakim jest, tylko takim, żeby pasował do naszych teorii. Takie oszukiwanie siebie.

Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII

 

 


FOTO - OCENA 1987/9-10

 

 

Tomasz Szczęsny z Włocławka (fot. 4) zastanawia się “jak wykorzystać to, czego jest w nadmiarze, tzn. Światło”. Trochę mnie zaskoczył, bo przeważnie fotografowie narzekają na brak słońca, a ten człowiek chciałby “światło ujarzmić”. Amatorom proponuje się zazwyczaj wczesną pobudkę, bo tylko ta gwarantuje nie tylko nieba przedświt, wschody z mgiełkami, niepłochliwe ważki w rosie, ale i świeżość, czystość umysłu, spojrzenia. Powstają wtedy obrazki w typie przysłanego przez Tomasza, ale urzeczone samą naturą – bez bloków. Można by takie zdjęcie (fot. 4) uzyskać z tego zachowując tylko jego połowę, tnąc w pionie lub poziomie. Aby to zobaczyć, proponuję przysłonić część obrazu kartką. Ale może wtedy byłoby to tylko pół prawdy? Miękkie kontrasty, kontury, płynne przejście między niebem a ziemią są uwydatniane przez zderzenie – w pełnym kadrze – z kanciastymi blokami o ostrych antenach.

Fot.4 Tomasz Szczęsnyfot.4

 

,
Fot.1 Piotr Śmiałek
Fot.2 Piotr Śmiałek

Efekt przeciwieństwa płynnych szarości w stosunku do ostrych, kanciastych kontrastowych przejść między czernią a bielą wykorzystał również Piotr Śmiałek z Krakowa (fot. 2). Z górnej części kapliczki promieniuje światło. Jest to skutek nie tylko właściwości procesów foto– i poligraficznych, ale i funkcjonowania naszego oka, tak zwany kontrast brzegowy – wrażenie ściemniania ciemnych i rozjaśniania jasnych plam gdy się ze sobą stykają. Podobne wrażenie uzyskalibyśmy, ustawiając się tak, by słońce schowało się za kapliczkę. Ale Piotr schował tam słup sieci elektrycznej – szkoda, że nie całkiem.

Drugie zdjęcie Piotra (fot. 1) mogłoby być odpowiedzią na problemy Tomasza. Okno chaty jest oświetlone tylko jedną świecą, tak że nawet śnieg pod nim jest na zdjęciu prawie czarny. Niezwykłe wrażenie uzyskalibyśmy patrząc z bliska na bardzo duże powiększenie tego zdjęcia, takie by wypełniało całkowicie nasze pole widzenia, lub po prostu patrząc na samotne okienko świecące w nocy. Wtedy okno stosunkowo mocno oświetlone przez żółty płomień jest odbierane przez owalną plamkę żółtą w centrum siatkówki naszego oka. Plamka ta jest odpowiedzialna za widzenie barwne i ostre, odbierane z kąta kilku stopni przy nieruchomej gałce ocznej. Pozostała przestrzeń, oświetlona światłem o bardzo niskim natężeniu i niebieskawej barwie (od nocnego nieba) jest odbierana przez siatkówkę wrażliwą głównie na błękit i odpowiedzialną za widzenie w ciemności (nieostre). Takie rozmieszczenie barw, jasności, ostrości w polu widzenia i odpowiadający mu rozkład wrażliwości siatkówki ułatwiają przywiązanie oka do jednego miejsca ( koncentrację). Stąd pewnie przymus naszego patrzenia i fotografowania takiego widoku z chatką. Podobny efekt widziałem w niektórych dziełach sztuki sakralnej, np. Indii. Złote Ziarno (owal) umieszczone na błękitnym tle służy koncentracji, kontemplacji, medytacji. Jest ono symbolem w rzeczywistości absolutnej, z której w wyniku podziałów powstał cały świat postrzegalny. Jednoczy w sobie symbol energii żeńskiej (dwa obłe kamienie) z wydłużonym fallicznym kształtem, symbolizującym twórczą energię Siwy. Z kontemplacją takiej kompozycji łączą się niezwykłe zjawiska, o których trudno powiedzieć, czy są obiektywne czy subiektywne, wewnątrz czy na zewnątrz nas. Dzieła sztuki wg Indusów mają  - odwołując się do ludzkiego doświadczenia – pomagać wyjść poza to doświadczenie. Wrażliwy artysta hinduski koncentrując się na swoim widzeniu oraz nasz kolega nieświadomie (?) wykorzystali niuanse budowy i funkcjonowania ludzkiego oka. Złote Ziarno o zmroku jest odbierane jako czarne i pojawia się wokół niego srebrzysta aureola. Zdjęcia 1 i 2 są w stosunku do siebie przeciwne w rozmieszczeniu i w proporcjach światła i cienia. Są jakby rozłożeniem na dwie fotografie tego co jest zawarte w kompozycji Złote Ziarno. Zdjęcie ciemne, ciężkie dąży do dołu, jasne do góry. Umieszczając je w taki sposób jak tu, wywołujemy napięcie między nimi, dążenie do zespolenia jednego z drugim. Fotografie umieszczone odwrotnie uciekałyby od siebie? Chyba nie, bo stykając się podobnymi szarościam, zlewają się w jedno zdjęcie z niebem i ziemią.
Oko w obu układach biega między najjaśniejszą plamą w ciemnym zdjęciu a najciemniejszą plamą w jasnym zdjęciu. Między miejscami o największych kontrastach i nagromadzenia kątów.

Fot.2 Piotr Śmiałek
Fot.1 Piotr Śmiałek

 

Michał Rażniewski z Jeleniej Góry przysłał zdjęcie ulicy z mgiełką fotografowaną pod światło (fot. 3). Przez jasność w dali i czerń postaci na pierwszym planie jest podkreślona perspektywa powietrza, przestrzeń. Mężczyzna z kwiatami, za nim kobiety z torbą i wiadrem, wystający znak, wiszący wielki okrągły zegar na pustym niebie ... wszystko jak z surrealistycznego obrazu. Przestrzeń fizyczna i psychiczna nasycona znaczeniami i niezwykłym nastrojem. A przecież to zwykły obrazek porannej ulicy.

Fot.3 Michał Rażniewskifot. 3

 

Współautorką zdjęć Roberta Małolepszego z Czarnego jest jego dziewczyna, Elżbieta Chełstowska. Robert napisał: “Fotografuję to, co mi się wydaje ciekawe i ... to wszystko. Mniej myślę o podrabianiu “ukrytych myśli” jak mi się nieraz wcześniej zdarzało. Gdy mi się coś wydaje interesujące, staram się to sfotografować zgodnie ze znanymi mi regułami, tak technicznymi (ekspozycja, ostrość) jak i kompozycyjnymi. I to wszystko”. I w ten sposób powstają, mogące coś w nas rozświetlić, urokliwe obrazki, a i dzieła sztuki. Osty, kolce, włoski, pajęczyny fotografowane pod słońce świecą może mocniej, gdy są na ciemnym tle, na przykład głębokiego cienia, ale też ciekawie wychodzą na tle świetlistej mgiełki. Cenna jest wrażliwość na piękno natury (również tej w nas) zwłaszcza, gdy umiejętności techniczne pozwalają na podzielenie się nią z innymi, na rozświetlenie czegoś nie tylko w nas, ale i w tym, komu zdjęcie pokazujemy.

Fot.5 Robert Małolepszy

Fot.6 Robert Małolepszy

 


Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX

ANALIZY FOTOGRAFII