Jury, DIA-POL i nie tylko

z "FOTO" 1988/2 s. 12 - 13

Próbowałem wydobyć od jurorów kryteria, jakimi się posługują oceniając zdjęcia. Odpowiedzią zagłuszającą inne i jednocześnie dość typową była: "perfekcjonizm techniczny, perfekcjonizm treści, perfekcjonizm formy". Perfekcjonizm techniczny jest dla mnie zrozumiały (mniej więcej), natomiast pozostałe dwa terminy - nie bardzo. Tak ogólnikowe, bezosobowe formułowanie kryteriów może być spowodowane trzema przyczynami: 1. utożsamieniem się z rolą obiektywnego, bezosobowego jurora, 2. nieznajomością własnej indywidualności, odrębności, 3. lękiem przed osobistą wypowiedzią, która mogłaby okazać się kompromitująca. Wszystkie trzy zmierzają do negacji własnej osobowości. Są odczłowieczające?
Silenie się na obiektywizm nie niweluje jednak różnic między jurorami. Wprawny obserwator, uczestnik konkursów łatwo wyczuje, co się komu podoba a co nie, który juror lubi nagie kobiety, który krajobraz, a który ludzi. Który - klasyczną kompozycję, a który "udziwnienia"... Odwrócenie się od siebie, od ego jest konieczne, aby odebrać drugiego człowieka, jego twórczość. Ten konieczny warunek nie jest jednak wystarczający. Trzeba też na tego drugiego "się otworzyć", spojrzeć na niego, na jego prace czystymi oczami, na których nie ma klapek, okularów, jakichś systemów estetycznych, uprzedzeń, schematów kulturowych. Ważne, oby widzieć człowieka, jego pracę taką, jaka jest, a nie taką, jaką chciałoby się zobaczyć czy zrobić samemu. Chodzi o odbieranie prawdy autora, a nie przypasowywania cudzego zdjęcia do własnych wizji, kulturowych stereotypów. Wtedy nie każdy jeleń na rykowisku okaże się kiczem, bo nie temat jest kiczem, lecz może nim być konkretna realizacja. Kiczowatość wydaje się tkwić w odbiorcy widzącym nie konkretną pracę lecz temat. Inna sprawa, że niektóre tematy są kiepsko realizowane, nieodkrywcze choć efektowne. Na salonach przezroczy powtarzają się: motokros, narty wodne, dziewczyna z różą, akt w prążki kratkę lub w obskurnym pomieszczeniu, ruch fotografowany na bardzo długim czasie. Z mody wyszły już tęczowe błyski światła i ruch zoomem. Te efekciarskie tematy, chwyty są dość miałkie i szkoda na nie oczu.

Na DIA-POL-u '87 najciekawsze dla mnie było przezrocze Stanisława Andruszkiewicza z Łomży. To, co w nim najważniejsze jest mało widoczne, gdy oglądałem je pod światło i pewnie też po zreprodukowaniu w "FOTO", opiszę więc moje wrażenie, jakiego doznałem podczas wyświetlania go na ekran. Kwiatek złocień (margerytka) z białymi płatkami został sfotografowany pod światło tak, że płatki w stosunku do tła są ciemniejsze - stały się szare - widziałem je prawie jako czarne. To jest w górnej części pionowego zdjęcia i nie jest niczym nadzwyczajnym. W dole czarno i tylko szara plama o wielkości zbliżonej do rozmiarów kwiatu. Kwiatek z tą plamą łączy zielona łodyżka, po której biegnie wzrok z góry na dół. Gdy zatrzymuję wzrok na szarej plamie pojawia się na niej biały kwiatek. Halucynacja? Nie, to znane zjawisko powidoku. Po chwili powidok - jasny kwiatek - znika. Oko wraca do ciemnego kwiatka i zabawa się powtarza. Dzieje się to nawet mimowolnie, jest wymuszone daną kompozycją. Dla "niewtajemniczonych" wyjaśnienie: gdy na siatkówkę oka pada jasna plama, wrażliwość siatkówki w miejscu obrazu tej plamy chwilowo słabnie. Światłoczułość reszty pola siatkówki w stosunku do miejsca obrazu jasnej plamy staje się wtedy większa. Jasną plamą (w opisanym przypadku) jest tło a ciemną kwiatek. Gdy następnie oko spojrzy na równoszarą płaszczyznę, chwilowo wrażliwsze partie siatkówki widzą ją jako jasną a mniej wrażliwe - jako ciemną. We wrażeniu odbieramy projekcję chwilowego nierównomiernego rozkładu wrażliwości naszego oka, spowodowanego wcześniejszym patrzeniem. Powidok jest negatywem obrazu pierwotnego. Podobnie dzieje się w widzeniu barwnym. Powidokiem na przykład błękitu jest pomarańcz.

Nie wiem, czy autor wykorzystał ten efekt świadomie i czy go w ogóle zauważył. Czasem przekazujemy innym wartości, których sami sobie nie uświadamiamy; jakby przez nas przepływały, a źródło ich było nieznane. Według - stającej się modną na Zachodzie - filozofii spotkania (czy jak kto woli, dialogicznej), reprezentowanej przez żydowskiego krytyka Hegla - Rosenzweiga, prawda wypływa nie z podmiotu ani przedmiotu poznania czy relacji między nimi, lecz wtedy i tam, gdy nie ma podziału na podmiot i przedmiot, ja i ty, gdy podmiot nie konstruuje systemu wyodrębniającego ego, ani systemu mającego ująć, zawłaszczyć drugiego człowieka, świat, nieznane.

Opisaną i reprodukowane prace wybrałem z polskich odrzutów DIA-POL-u Radom 87, gdyż zaakceptowane przez jurorów mają być prezentowane jeszcze w kilku miastach, między innymi w NRD. W Radomiu na pokaz w kinie przychodzi kilkaset osób. RTF czyni starania, aby X Międzynarodowe Biennale w roku 1989 odbyło się pod patronatem PSA i FIAP. W kraju mamy jeszcze jeden przegląd pojedynczych przezroczy, w Lubinie (ul. Dąbrowszczaków 1), którego nie należy mylić z Ogólnopolskim Konkursem Diaporam, dawniej Diaporamą Dolnośląską. Po XVI jego edycji wydano najbogatszy w dobre reprodukcje barwne (było ich 20) katalog w Polsce. Pojedyncze przezrocza są przeglądane również przy okazji innych konkursów, na przykład na Biennale Fotografii Górskiej (WDK Jelenia Góra) - tego nie polecam, bo zginęło tam 10 moich przezroczy.
WALDEMAR FRĄCKIEWICZ

fot. Sławomir Wąsik fot. Lucjan Kasprzak

fot. Krzysztof Wojciechowski fot. Leszek Jastrzębowski
fot. Tomasz Schmid


Waldemar FRĄCKIEWICZ - WIDZENIE: INDEX